Na lata zapomnieliśmy o produktach „rękodzielniczych”, które wydawały się usuwać w cień historii. Wszystko miało być szybko (a człowiek to nie maszyna), tanio i nie przeszkadzało nam, że nie zawsze oryginalnie i starannie. Ręczna robota była domeną co najwyżej uczniów podstawówek, oklejających włóczką słoiki (by zrobić z nich wazony dla dziadków).
Na szczęście historia nauczyła nas, że coś, za czym stoi rzemieślnik, ma większą wartość. W końcu kiedyś szyto i produkowano na lata, gdyż nikogo nie było stać na częste zakupy (i/lub dużo przedmiotów). W dobie bylejakości od oszczędzających firm zapragnęliśmy znów rzeczy unikatowych. Świat „zalały” produkty rzemieślnicze, bo słowo to stało się synonimem jakości. Niestety „hand-made” często okazywał się w praktyce jedynie sloganem marketingowym i „wytrychem” do naszych portfeli.
Gdzie tkwi sukces rzemieślnictwa?
W doskonałej jakości surowcach, narzędziach i pracy ludzkich rąk. To nie tylko fizyczne, żmudne wykonywanie czynności, ale i emocje. W końcu właśnie powstaje nowe, na które ktoś czeka. Rzeczy „hand- made” są po prostu lepsze (często i droższe, ale od tej reguły są wyjątki).
Za rzemieślnikami stoi doskonała znajomość teorii (procesów, technik, etc.), ale przede wszystkim zdolności manualne i talent jak wiedzę przekuć w praktykę. O ich umiejętnościach często świadczą dyplomy, świadectwa, certyfikaty. To ludzie, którzy nie boja się fizycznej (często ciężkiej) pracy. Ba! Oni ją kochają. Jak inaczej wytłumaczyć narażanie się na oparzenia, skaleczenia, bóle kręgosłupa (wymuszone pozycją)?
Dlaczego znów manufaktury i ich dzieła cieszą się popularnością? Bo doceniamy jakość. Żyjemy dłużej i bardziej świadomie, więc chcemy produktów nie na chwilę, a na lata. Cenimy też sobie unikatowość, która wyróżnia nas wśród innych, a tę zapewniają dzieła „hand-made”.
Rzadko spotykany, bardzo ciekawy zawód
O krawcach czy jubilerach znajdziemy tysiące opracowań. Są jednak zawody, których trudno szukać w tabelach ofert pracy. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się kto i jak wypieka opłatki?
Wiecie, jak powstaje opłatek (hurtowo)? Odpowiedź nie jest jednoznaczna – wszystko zależy od właścicieli, użytych półproduktów i narzędzi. Są firmy nastawione na zysk, są i takie, które w swoje produkty wkładają całe serce. Bywają wytwórnie (nie bez powodu użyte słowo) w pełni zautomatyzowane. Bywają takie, gdzie wszystko jest jak dawniej. Tu ponad szybkie tempo i niewielkie nakłady finansowe, wyżej stawia się szacunek do tradycji. Zdarzają się miejsca, gdzie do opłatków dodaje się ulepszaczy, by zatuszować niskiej klasy surowce. Na szczęście są też rzemieślnicy, którzy respektują sprawdzone receptury (i swoich klientów).
Skupmy się na tych zasługujących na miano mistrzów w swoim fachu. Na tych, którzy z pokolenia na pokolenie robią to samo. Z namaszczeniem i estymą traktują symbolikę ukrytą w tradycyjnym opłatku bożonarodzeniowym.
Opłatek (zwany chlebkiem przaśnym lub oblatum) to tylko i aż dwa składniki – woda oraz mąka. Ta receptura pochodzi z XIX wieku i sprawdza się idealnie. Nie potrzebuje żadnych ulepszeń, konserwantów, o ile stosuje się surowce najlepszej klasy. Jak mąka to z zaufanego źródła i bezpośrednio od młynarza. Woda nie może być inna niż krystaliczna. Takie połączenie gwarantuje kruchość i niepowtarzalny smak, za którym tęskni przez cały rok większość dzieci (a i część starszych). Opłatek to magia zaklęta w prostocie. Bez dodatkowych „sztuczek” pobudzająca w nas tkliwą nutę i grająca w sercu najpiękniejsze akordy.
W rzemieślnictwie najważniejszym punktem jest kunszt oparty na pracy ręcznej. Opłatki mogą powstawać maszynowo, ale… To chlebek, którym łamiemy się z bliskimi. Powinien więc być wyjątkowy i pięknie, by był też taki dla wytwórców.
Np. w Oblatum masę na ciasto wyrabia się ręcznie, łącząc źródlaną wodę z mąką klasy premium. Dłonie obchodzą się z nim (ciastem) delikatnie i z szacunkiem. Te same dłonie wylewają gotową masę do specjalnych, żeliwnych matryc, ozdobionych scenkami z Narodzenia Pańskiego, które zdobią opłatki podczas wypalania. Tak powstają małe dzieła sztuki, które potem kładziemy na sianku na wigilijnym stole. Proste symbole pojednania, wybaczenia i najlepszych intencji (płynących wprost z serca).
Wspomniane Oblatum z Wolbromia ma jeszcze kilka (oprócz wspomnianych) zalet w zanadrzu. Tu nie szafuje się słowem „rzemieślnicze”, tylko wciela je w życie.
- Jest to manufaktura rodzinna, w której wypiekaniem opłatków zajmuje się kolejne pokolenie (działalność od prawie 80 lat).
- Jako jedni z nielicznych posiadają certyfikaty zgodności z prawem kanonicznym, nadawane przez biskupa. Oczywiście w świecie opłatków nie jest to obowiązek, ale posiadanie takiego dokumentu stanowi gwarancję najdoskonalszej jakości i szacunku dla religijnych tradycji.
- Mają w ofercie kolorowe opłatki dla zwierząt (tradycja wciąż żywa na Podlasiu).
- Barwią je bezpiecznymi barwnikami spożywczymi.
- Sami projektują banderolki, piszą życzenia.
Wszystkie te punkty świadczą o wyjątkowości na rynku. Każdy z osobna jest dowodem na to, że praca rzemieślnicza nie jest mitem, a potrzebą serca. Dzięki nim zasiadając przy stole z najbliższymi, możemy poczuć zapach sianka i połamać się opłatkiem życząc spełnienia marzeń i dziękując za wszystko. Dlatego warto na nich postawić.